Jak w przypadku klawiatury kojarzonej z Apple przystało, Satechi SM1 zachwyca minimalizmem

Satechi SM1 jest często kojarzona ze sprzętem Apple, nawet w standardzie mamy zamontowane przyciski typowe dla Mac OS, więc minimalizm we wzornictwie jest tu bardzo pożądany. Czarne przyciski, ciemnoszara obudowa wykonana z aluminium – jest klasa! Częściowo, bo z tym aluminium to nie jest do końca tak, jak można sobie wyobrażać. Ale po kolei.
Klawiatura prezentuje się bardzo efektownie, a przy tym jest do bólu elegancka. To faktycznie może być ozdoba biurka, czego dopełnieniem jest minimalistyczne, białe podświetlenie. Nie mamy możliwości zmiany jego koloru, tylko jasność oraz typ animacji. Te są iście gamingowe, bo mamy tu różne rodzaje fale, rozbłyski, animacje działające samodzielnie lub po wciśnięciu przycisku… Dosłownie gaming pełną gębą, tylko bez RGB. Jest tu jeden kolorowy akcent i jest to spacja, która świeci się na niebieski w trakcie ładowania lub czerwono, kiedy akumulator jest bliski rozładowania.

Wykonanie jest wzorowe i faktycznie korpus oraz przestrzeń pod klawiszami jest aluminiowa, ale jest od spodu klawiatura jest plastikowa i cała konstrukcja, jeśli spróbujemy ją wygiąć w rękach, delikatnie się wygina. Ale w codziennym użytkowaniu pozostaje odpowiednio sztywna oraz dobrze trzyma się blatu, choć konstrukcja nie jest przesadnie ciężka. Całość waży 474 gramy.
Czytaj też: Test Logitech POP Icon Keys i POP Mouse – niby nic specjalnego, a trudno się od tego oderwać
Niskoprofilowa klawiatura mechaniczna z niebieskimi przełącznikami – Satechi SM1 brzmi jak sprzęt dla mnie

Jeśli co kilka miesięcy zdarza Wam się trafić na mój test klawiatury na łamach Chipa to mogę tylko powiedzieć, że tak, nadal szukam czegoś, na czym będę niezmiennie pisać przynajmniej kilka miesięcy, bez zdejmowania z półki Logitecha MX Keys lub MX Keys Mini. Jakiś czas temu niebieskie przełączniki bardzo polubiłem w HyperX Alloy Origins 60 Aqua, ale na przeszkodzie stanął brak wydzielonych przycisków strzałek, z których na co dzień często zdarza mi się korzystać.

Satechi SM1 nie nazwałbym do końca klawiaturą w pełni niskoprofilową. Jest to coś pomiędzy konstrukcjami klasycznymi mechanicznymi, a najbardziej niskoprofilowymi modelami, z jakimi się spotkałem. Tu mogę wymienić Keychrona K3E3. Niemniej wysokość klawiatury, która wynosi 21 mm pozwala na wygodne pisanie bez konieczności korzystania z podpórki pod nadgarstki. Z perspektywy osoby wielokrotnie kontuzjowanej, która jest wybitnie wyczulona na wszelkie nieergonomiczne pozycje nadgarstków – jest pod tym względem jak najbardziej w porządku.

W razie potrzeby do dyspozycji mamy 2-stopniową regulację nachylenia w postaci najbardziej możliwych, klasycznych rozkładanych nóżek. Z nimi czy bez, bardzo dobra stabilność klawiatury pozostaje bez zmian.

Testowany egzemplarz był wyposażony w brązowe przełącznik i choć nie jestem ich wielkim fanem, okazały się zaskakująco wygodne. Mam z nimi taki problem, że sprawiają wrażenie wręcz mułowatych. Brakuje mi wyraźnego sprężynowania w trakcie pisania, jakie mają np. przełączniki niebieskie. Ale w połączeniu z niskim skokiem pisanie na Satechi SM1 jest bardzo przyjemne i nieporównywalnie wygodniejsze, niż w przypadku tradycyjnych klawiatur mechanicznych z brązowymi przełącznikami. Przede wszystkim pisze się o wiele szybciej i klawiatura sprawia wrażenie o wiele bardziej dynamicznej. Klawisze wydają charakterystyczny dla brązowych przełączników, nieco plastikowy dźwięk, choć muszą przyznać, że klawiatura jest dosyć głośna i w otoczeniu biurowym czy wieczorem w domu może być uciążliwa dla otoczenia. Więc to raczej wybór dla osób, które pracują samodzielnie.
Czytaj też: Test Asus ROG Azoth Extreme. Ta klawiatura jest droższa od twojego procesora
Satechi SM1 do Windowsa i MacOS

Satechi SM1 może być podłączona do czterech urządzeń jednocześnie. Do dwóch za pomocą Bluetooth, do jednego przez odbiornik USB oraz jednego przewodowo. Odbiornik znajduje się na spodzie klawiatury, gdzie solidnie trzyma go magnes. Pomiędzy urządzeniami przełączamy się za pomocą skróty FN + 1-4. Również prostym skrótem zmieniamy układ klawiszy z Mac OS na Windowsa i do tego służy skrót FN + O/P. Jak już wspominałem, w zestawie znajdują się dwa komplety klawiszy funkcyjnych, wiec możemy zamienić CMD na ALT-a lub odwrotnie. W zestawie mamy też solidny kable USB.

Poza tym nie mamy tu żadnych dodatkowych funkcji, poza klasycznymi skrótami do często używanych funkcji przypisanych do klawiszy F1-F12. Takich jak regulacja jasności ekranu, podświetlenia klawiatury, sterowanie multimediami czy zmiana głośności komputera. Nie mamy do dyspozycji żadnej aplikacji, więc zmiana przypisanych funkcji nie jest możliwa.
Deklarowany przez producenta czas pracy z aktywnym podświetleniem to 16,5 godziny. Mam wrażenie, że ktoś się ty pomylił, bo w moim przypadku oznaczałoby to ładowanie co maksymalnie 3-4 dni. Tymczasem ładowanie wypadało mi na ogół co 1,5-2 tygodni, więc w praktyce czas pracy wypada o wiele lepiej.
Czytaj też: OnePlus Keyboard 81 Pro – jak udało mi się zachorować na klawiaturę
Satechi SM1 to udana klawiatura dla osób ceniących minimalizm

Satechi SM1 jest klawiaturą, która trafiła w mój gust. Choć może nie jest rekordowo niskoprofilowa to zdecydowanie można ją do takich zaliczyć. Brązowe przełączniki, choć nie są moim faworytem, pozwalają tu na zaskakująco szybkie i sprawne, choć dosyć głośne pisanie. Dużym plusem jest wydzielony blok przycisków Home, End, Pg Up, Pg Dn, które są przydatne podczas pracy biurowej.
Po stronie minusów na pewno jest to, że Satechi SM1 nie jest w całości aluminiowa i konstrukcję da się wygiąć w rękach przy użyciu niewielkiej siły, ale z drugiej strony to nie jest raczej czynność, którą wykonujemy na co dzień. Osoby potrzebujące daleko idącej personalizacji przycisków czy tworzenia makr nie znajdą tu nic dla siebie, bo producent nie dostarcza z klawiaturą żadnej aplikacji.

Satechi SM1 to sprzęt dla osób, które potrzebują eleganckiej, solidnej i wygodnej klawiatury do pisania. Tylko tyle i aż tyle. Osób, które chcą na niej pisać, a nie kombinować z personalizacją i konfiguracją. A to wszystko w przystępnej, jak na to, co dostajemy cenie, która wynosi niecałe 400 zł. Piszę dość ogólnie, bo da się znaleźć Satechi SM1 za ponad 500 zł, ale są też sklepy z elektroniką, gdzie kosztuje 349 zł i zdecydowanie ku tej wartości bym się skłaniał. Powyżej 400 zł to już trochę za drogo.