Canyon OnRun 11 Sport zaskakują

Biorąc do ręki słuchawki za 149 zł spodziewamy się sprzętu, który może nie być dobrze wykonany. To jest pierwsze zaskoczenie w przypadku Canyon OnRun 11 Sport, bo jeśli mielibyśmy je oceniać po samym wykonaniu, do ceny można by dopisać jedno zero i w zasadzie nikt nie byłby tym zaskoczony.
Słuchawki są zapakowane w etui, wykonane jest z grubego, matowego plastiku. Spasowanie elementów i pewne otwarcie oraz zamknięcie klapki rozkładają na łopatki wiele znacznie droższych produktów i powiem więcej, Canyon można tu stawiać za wzór do naśladowania.

Samym słuchawkom też nie można nic zarzucić pod względem wykonania. Cześć grająca jest wykonana z twardego i solidnego tworzywa sztucznego, a część zaczepna to elastyczny materiał. Jest miękki, bardzo łatwo się wygina i dopasowuje do kształtu ucha. Dzięki temu ze słuchawek korzysta się bardzo wygodnie. Leżą dobrze nawet w małym uchu, a gumowa część solidnie trzyma się podczas uprawiania sportu. Konstrukcja jest odporna na wilgoć, więc pot nie jest jej straszny.

Jakość dźwięku i tu mały spoiler – podobne wrażenia dotyczą wszystkich omawianych dzisiaj modeli, jest zaskakująco przyzwoita. Brzmienie jest rozrywkowe, w większości składające się z niskich tonów. Bas jest mocny, dynamiczny, ale nieprzesadzony i nie zagłusza pozostałych dźwięków, choć otwarcie trzeba przyznać, że jest ich wyraźnie mniej. Słuchawki oferują dobrą jakość dźwięku i dokładają do tego wysoką głośność. Co w połączeniu z solidnym, pasywnym tłumieniem zapewnianym przez gumowe końcówki pozwala skutecznie zatopić się w muzyce.
Regulacja głośności może odbywać się z poziomu słuchawek, służą do tego pola dotykowe na obudowie i co ważne, ani razu nie zdarzało mi się tu nic uruchomić przypadkiem czy zatrzymać odtwarzanie przypadkowym dotknięciem. Producent deklaruje zasięg słuchawek na poziomie 10 metrów, ale na otwartej przestrzeni udało mi się odejść od telefonu na nieco dłuższą odległość, bez przerwy w odtwarzaniu muzyki.

Czas pracy jest bardzo dobry i sięga ok. 7 godzin, a etui ładujące pozwala naładować słuchawki do pełna dwa razy i zostaje jeszcze mały zapas na ok. 50% doładowania. Ładowanie odbywa się przez port USB-C oraz co ciekawe, również bezprzewodowo w standardzie Qi. A wszystko to w cenie 149 zł.
Canyon OnGo 4 mini TWS to mikrosłuchawki

Dawno już nie widziałem tak małych słuchawek jak Canyon OnGo 4 mini TWS. Na myśl przychodzi mi tylko jeden model HTC sprzed lat, którego nazwy nie pamiętam oraz Samsung Galaxy Buds Live, ale te miały nieco inną konstrukcję.
Malutkie słuchawki Canyon to dosłownie pchełki i to pierwsze skojarzenie na ich widok. Zamknięte są w małym etui, które może służyć za breloczek i w sumie między innymi to pewnie z tego powodu jest do niego przymocowana gumowa końcówka. Wykonanie jest przyzwoite i zachowuje odpowiedni stosunek jakości do ceny.

W brzmieniu dominuje bas. Jest go tak dużo, że człowiek się zastanawia – skąd to się wydobywa? Niskie tony są zaskakująco pełne i dynamiczne, niestety kosztem pozostałych dźwięków, które są tu lekko przytłumione, więc zdecydowanie jest to sprzęt dla fanów muzyki rozrywkowej.

Małe wymiary nie oznaczają wcale krótkiego czasu pracy. Na pojedynczym ładowaniu słuchawki są w stanie pracować ok. 4 godzin, a etui ładujące wystarcza na pięć pełnych cykli ładowania. Energię etui uzupełniamy przez port USB-C.

Canyon OnGo 4 mini TWS to ciekawy wybór dla osób, które potrzebują dyskretnych słuchawek do słuchania muzyki czy prowadzenia rozmów. Kiedy przykładowo chcecie posłuchać muzyki, a szefowi niekoniecznie się to podoba, ale zastosowania mogą być różne. Do tego mamy świetną cenę, która wynosi zaledwie 79 zł.
Canyon OnRiff 4 – lekkie i bardzo efektowne

Pod względem efektowności Canyon OnRiff 4 ani trochę nie odbiegają od omawianej dwójki. Szczególnie miętowy kolor przyciąga wzrok.

Słuchawki cechuje miękki pałąk i skórzane nauszniki, które robią bardzo pozytywne wrażenie. Konstrukcja jest lekka i zwarta, nic tu nie trzeszczy i słuchawki zyskują przy bliższym poznaniu

Jest jeden element, który mi w tym modelu nie pasuje i jest to brak obracania nauszników. Niekoniecznie musi to być pełny obrót, wystarczyłby minimalny, który pozwoliłby lepiej dopasować słuchawki do głowy. Rekompensują to miękkie nauszniki, które dopasowują się do kształtu ucha i głowy. Pałąk jest elastyczny, dzięki czemu potrafi się mocno rozciągnąć i całość dobrze trzyma się w trakcie użytkowania. Nawet agresywne ruchy głowy nie powodują przesuwania się słuchawek.

Muzycznie widać tu podobną charakterystykę jak w przypadku pozostałych słuchawek. Dużo dynamicznego, pełnego basu, nieco mniej pozostałych dźwięków, które stoją krok z tyłu. Do tego wysoka głośność i mamy idealny przepis na słuchawki dla miłośników muzyki rozrywkowej.

Poza połączeniem Bluetooth możemy skorzystać z połączenia przewodowego za pomocą kabla Jack 3,5mm, który jest w zestawie razem z przewodem USB-C. Słuchawki na jednym naładowaniu będą działały do 50 godzin, dzięki temu możesz swobodnie z nich korzystać nawet przez kilka dni. Ładowanie odbywa się przez port USB-C i trwa to ok. 2 godzin.
Cena słuchawek to 129 zł.
Słuchawki Canyon zrywają ze stereotypem budżetowego sprzętu niskiej jakości. W którym cena z góry skazuje nas, w najlepszym przypadku, na przeciętność. To idealny przykład tego, że nawet w przystępnej cenie możemy spodziewać się dobrej jakości produktu, zarówno pod względem wykonania, dźwięku, jak i czasu pracy.
Więcej informacji o słuchawkach Canyon znajdziecie na stronie internetowej producenta, a słuchawki kupicie w sklepach MediaExpert: