Xiaomi, dlaczego?! Zrzucili chiński majstersztyk z szóstego piętra i wszystko nagrali

Firma Xiaomi to już od dawna nie tylko smartfony, ale kto by pomyślał, że zajdzie aż tak daleko? Szkoda tylko, że nie wymyśliła tego w złotych czasach “#siaomilepsze”, bo może wtedy stara Nokia 3310 dorobiłaby się godnego rywala.
Xiaomi, dlaczego?! Zrzucili chiński majstersztyk z szóstego piętra i wszystko nagrali

Czyżby Xiaomi miało niezniszczalne akumulatory?

Nie wiem, czy wiecie, bo przecież o Xiaomi nie jest już aż tak głośno na rynku, ale ta chińska firma zdecydowała się podbić rynek samochodów elektrycznych. Celowała zresztą od samego początku bardzo wysoko, bo zamiast w konsumencką drobnicę miejską, postawiła sobie na cel stworzenie luksusowego SU7 Ultra. Z perspektywy producenta ma to swoje zalety, bo na droższych modelach marża jest po prostu wyższa, a konieczność cięcia kosztów nie występuje aż tak często, jak w samochodach “dla ludu”. Cena? Niespełna 75000 dolarów, czyli około 290000 złotych, a więc spora, ale to nie przeszkodziło firmie w zebraniu ponad 10000 zamówień przez ledwie dwie godziny od ich otwarcia w lutym. Nieźle.

Czytaj też: Przełom pod maską. Ty śnij o elektryku, a oni raz na zawsze zmienią spalinowe silniki

SU7 Ultra wyróżnia się wieloma cechami, jako wyjątkowo wydajny sedan, który robi ogromne wrażenie zwłaszcza układem napędowym. W ruch wprawia go bowiem połączenie dwóch V8 oraz jednej V6… ale oczywiście w elektrycznym wydaniu HyperEngine. Skąd tak mylące nazewnictwo? Tłumaczeń jest cała masa, ale Xiaomi najpewniej po prostu chciało zagrać na nosie tym osobom, które utożsamiają moc i charakter wyłącznie z tak rozbudowanymi 6- i 8-cylindrowymi silnikami spalinowymi. Mocy bowiem nie można im odmówić, bo łącznie generują 1526 koni mechanicznych i 770 Nm momentu obrotowego, co ma przekładać się na sprint do setki w 1,98 sekundy i możliwość osiągnięcia maksymalnej prędkości ponad 259 km/h.

Czytaj też: Przestronny samochód w świetnej cenie. Gdzie więc jest haczyk?

Dziś jednak najbardziej interesuje nas to, co zasila wspomniane trio silników, a jest to akumulator NMC o pojemności 93,7 kWh wyprodukowany przez inną chińską firmę CATL, który oferuje do 620 km zasięgu (CLTC) i obsługuje szybkie ładowanie 5.2C, a więc od 10% do 80% w zaledwie 11 minut. To właśnie ten element SU7 Ultra został potraktowany przez Xiaomi wyjątkowo, bo doczekał się nowej powłoki ochronnej. Producent nie sprawdził jednak w praktyce odporności całego akumulatora, a jedynie powłoki właśnie, ale zrobił to w wyjątkowy sposób – zrzucając zabezpieczonego nią arbuza z szóstego piętra, czyli około 18 metrów wysokości.

Arbuz wylądował bez najmniejszego uszczerbku, a to dało firmie powód do twierdzenia, że ta “kuloodporna” powłoka znacznie zwiększa trwałość pakietów akumulatorowych w jej luksusowym samochodzie elektrycznym SU7 Ultra. Innymi słowy, ta nowa powłoka ma na celu rozwiązanie kluczowego problemu bezpieczeństwa w pojazdach elektrycznych, bo podatności akumulatora na uszkodzenia. Awaria tego magazynu energii może prowadzić do trudnego w okiełznaniu pożaru lub druzgocącej w skutkach eksplozji, ale Xiaomi zapewnia, że technologia zastosowana w SU7 Ultra znacząco zmniejsza ryzyko przebicia, przetarcia czy rozerwania ogniw, a więc zagrożeń, które mogą pojawić się np. w wyniku wypadku.

Czytaj też: Ładowarki samochodowe, o których możemy pomarzyć. Chiny pokazały Tesli, gdzie jej miejsce

Chociaż tego typu test z arbuzem rozbudza wyobraźnię, to musimy pamiętać, że taki eksperyment trudno porównać do rzeczywistego zderzenia drogowego z udziałem ciężkich pojazdów i rzeczywistego akumulatora. Wtedy wpływ na skutek wypadku ma znacznie więcej czynników, wliczając w to samą wagę i formę magazynu energii. Oznacza to, że tylko praktyczna niezawodność, testy zderzeniowe i długoterminowe oceny będą ostatecznym sprawdzianem dla SU7 Ultra i technologii Xiaomi.