Był on możliwy dzięki eksperymentowi w warunkach laboratoryjnych. Ale zanim przejdziemy do przebiegu tych działań, wróćmy do końcówki lat 60. Właśnie wtedy Roger Penrose stwierdził, że energię można wydobyć z czarnych dziur. Ale jak? Na przykład poprzez opuszczenie obiektu do strefy położonej tuż za horyzontem zdarzeń, co doprowadzi do przyspieszenia tego obiektu. W efekcie część energii czarnej dziury zostanie “ukradziona”.
Czytaj też: Chiny prześcignęły USA w energetyce jądrowej. To tam będzie wkrótce najwięcej energii z atomu
I choć na pierwszy rzut oka – znając potęgę czarnych dziur – realizacja takiego scenariusza wydaje się niemożliwa, to istnieje wielu zwolenników teorii Penrose’a. Ich zdaniem bardzo silna grawitacja wewnątrz czarnej dziury sprawia, że w ramach ogólnej teorii względności możliwe staje się, aby pochłonięty fragment miał ujemną energię.
Żeby tak się stało, czarna dziura musiałaby pochłonąć ujemną energię, tracąc przy tym część prędkości obrotowej. Rachunek końcowy jest prosty: część energii związanej z obrotem czarnej dziury została zabrana. Oczywiście teoria to jedno, a praktyka: coś zgoła odmiennego. Szczególnie, że w pobliżu Ziemi nie znajduje się żadna znana nauce czarna dziura, co w zasadzie możemy uznać za plus, znając ich żarłoczność.
Fizycy od lat badali możliwość potwierdzenia efektu Zeldowicza. Niedawno udało im się tego dokonać w odniesieniu do swego rodzaju analogu czarnej dziury
Na szczęście fizycy wiedzą jak improwizować, dlatego wspomniany Jakow Zeldowicz opracował eksperyment, w ramach którego fale dźwiękowe miały odbijać się od wirującego dysku. Następnie naukowiec próbował zidentyfikować zmiany częstotliwości, co byłoby dowodem tego, że energia pochodząca z obrotu dysku została częściowo przejęta. Kolejny eksperyment zakładał udział fal elektromagnetycznych.
W myśl efektu Zeldowicza fale z momentem pędu miałyby być wzmacniane przez obiekt obracający się z wystarczająco wysoką prędkością kątową. Takim obiektem był aluminiowy cylinder, a wymagane tempo jego obrotu musiało być wyższe od częstotliwości docierającego promieniowania.
Czytaj też: Otworzyli drzwi, których do tej pory nawet nie widzieliśmy. Tak łamiemy prawa fizyki
Jak wyjaśniają autorzy najnowszych badań, których artykuł na ten temat ma jak na razie formę preprintu, skręcające pola elektromagnetyczne uderzające w cylinder zostały przesunięte obrotowo zgodnie z efektem Dopplera – do tego stopnia, że przeszły przez zero i weszły w coś, co można określić mianem ujemnej częstotliwości kątowej. Takowa oznacza ujemną absorpcję, co można uznać za wzmocnienie.
Chcąc pójść o dodatkowy krok do przodu, członkowie zespołu badawczego postanowili przetestować scenariusz, w którym energia jest odbijana z powrotem do czarnej dziury i wzmacniana, by później znowu zostać odbitą. Efekt? Okazało się, że metalowy cylinder działa niczym wzmacniacz wirującego trybu pola elektromagnetycznego, a w kontakcie z rezonatorem może działać jak generator zasilany jedynie szumem.