Elektryczne rowery pod znakiem zapytania, czyli wielki spór o e-bike
Najnowsze propozycje Niemieckiego Związku Przemysłu Rowerowego (ZIV) mają na celu nową definicję pojazdu typu EPAC (Electrically Power Assisted Cycle), a to samo w sobie wzbudza gorące dyskusje w całej Europie na temat przyszłości rowerów elektrycznych. ZIV sugeruje konkretne parametry, które mają zachować “rowerowy charakter” każdego e-bike i są one dosyć jednoznaczne, bo obejmują:
- Współczynnik wspomagania na poziomie maksymalnie 1:6, co oznacza, że silnik może dostarczyć do czterokrotności siły wkładanej przez rowerzystę. Po przekroczeniu 15 km/h współczynnik ten spadałby do 1:4
- Maksymalna moc wspomagania rzędu 750 watów na kole napędowym
- Limit masy: 250 kg dla jednośladów i 300 kg dla rowerów z większą liczbą kół niż dwa
Czytaj też: Pokazali nową przerzutkę. Czy jeździmy na aż tak prymitywnych rowerach?

Aktualnie elektryczne rowery są ograniczane przede wszystkim mocą nominalną rzędu 250 watów, limitem wspomagania do 250 km/h i koniecznością całkowitego braku manetki napędu. Zapowiadane dodatkowe regulacje uderzą więc przede wszystkim w graniczne możliwości e-bike, których producenci wykorzystują brak limitu maksymalnej mocy, aby oferować większy moment obrotowy zwłaszcza przy podjazdach. Ciekawie zapowiada się też sam limit współczynniku pedałowania, bo oznacza on, że jeśli rowerzysta pedałuje z mocą 100 watów, to w tej samej chwili silnik może pracować z mocą maksymalnie do 600 watów (przed limitem). Nie jest to więc specjalnie duży kaganiec na e-bike, bo uderza przede wszystkim w modele albo projektowane specjalnie na granicy prawa, albo te dedykowane podbijaniu górzystych terenów. Celem tych wytycznych jest ewidentnie utrzymanie wyraźnego rozróżnienia między e-bike’ami a motorowerami czy motocyklami i to zarówno pod względem funkcjonalnym, jak i prawnym.
Czytaj też: Rowerzysto, uważaj! Eksperci biją na alarm i chcą zmienić nasze rowery

Tim Salatzki, dyrektor ds. technologii w ZIV, podkreśla, że e-bike odgrywają kluczową rolę w transformacji mobilności, a na samych tylko niemieckich drogach porusza się ich już prawie 16 milionów pojazdów tego typu. Jego zdaniem utrzymanie ich klasyfikacji jako rowerów ma fundamentalne znaczenie dla dalszego sukcesu i integracji z systemami transportu miejskiego. Jasne granice mają bowiem pozwolić nam uniknąć sytuacji, w której e-bike zostaną objęte bardziej rygorystycznymi przepisami dotyczącymi pojazdów silnikowych, co z kolei mogłoby negatywnie wpłynąć na ich dostępność i popularność. Z drugiej strony Hannes Neupert, a więc ekspert branży elektrycznych rowerów, krytykuje m.in. limit maksymalnej mocy na poziomie 750 watów. Jego zdaniem takie ograniczenie może utrudnić życie wielu grupom użytkowników, a w tym osobom z niepełnosprawnościami, starszym lub rodzinom korzystającym z rowerów cargo jako środka transportu.

Czytaj też: Rower na turbodoładowaniu. Takiego gravela jeszcze nie było
Debata oczywiście nie ogranicza się tylko do Niemiec, bo tak naprawdę w całej Unii Europejskiej trwa obecnie dyskusja o skutecznych ramach regulacyjnych dla e-bike. Stąd właśnie trwające prace nad normą EN 17860, która ma objąć również rowery cargo przekraczające 300 kg. Celem jest pogodzenie wymogów bezpieczeństwa z potrzebą wspierania rosnącej roli cięższych e-rowerów w logistyce i codziennym transporcie rodzin. Wyzwanie polega na znalezieniu równowagi między potrzebą regulacji a swobodą wprowadzania innowacji. Chociaż bezpieczeństwo i jasne kryteria klasyfikacji są niezbędne, to zbyt restrykcyjne przepisy mogą powstrzymać rozwój e-bike i ograniczyć ich wpływ na zrównoważoną mobilność.