Coś zepchnęło satelity Elona Muska w atmosferę ziemską. Naukowcy mówią, że to terminator

Na początku lutego 2022 roku firma SpaceX zaliczyła prawdziwą katastrofę. Rozbudowując swoją megakonstelację satelitów Starlink firma rutynowo wysłała na orbitę 49 nowych satelitów. W ciągu kilku kolejnych dni większość z nich weszła ponownie w ziemską atmosferę i spłonęła. Takiego zdarzenia nikt nie przewidział. Wstępna analiza wskazywała, że za takie zachowanie odpowiada burza geomagnetyczna, która akurat rozgrywała się w otoczeniu Ziemi. Okazuje się jednak, że były to pochopne wnioski i główna przyczyna niepowodzenia tego lotu kosmicznego leży gdzie indziej.
Coś zepchnęło satelity Elona Muska w atmosferę ziemską. Naukowcy mówią, że to terminator

Jedno jest pewne: bezpośrednią przyczyną katastrofy było rozszerzenie górnych warstw atmosfery, które zwiększyło opór aerodynamiczny działający na nowo wystrzelone satelity. Mówiąc inaczej, na orbicie, na której znalazły się starlinki, ciśnienie atmosferyczne, choć ekstremalnie niskie, było wyższe niż zwykle. To z kolei oznaczało, że satelity muszą mierzyć się z większym oporem aerodynamicznym, który je skuteczniej niż zwykle wyhamowywał. Zmniejszenie prędkości na orbicie oznacza obniżenie wysokości, na jakiej krążą satelity. Niższa wysokość oznacza wyższą gęstość atmosfery i wyższy opór aerodynamiczny i jeszcze skuteczniejsze hamowania satelitów. Koniec takiego sprzężenia zwrotnego mogło być tylko jedna.

Skąd jednak bierze się rozszerzanie górnych warstw atmosfery? Burze geomagnetyczne dostarczają do Ziemi więcej energii ze Słońca, a owa energia nagrzewa atmosferę, powodując jej rozszerzenie, a tym samym wzrost jej gęstości na dużych wysokościach.

Czytaj także: Aktywność słoneczna właśnie zepchnęła trzy satelity z orbity w stronę Ziemi

Cały problem jednak w tym, że w tym konkretnym przypadku wpływ burz geomagnetycznych nie pokrywał się czasowo z zaobserwowanymi zmianami atmosferycznymi. Źródło problemów musiało być zatem inne.

Tutaj pojawia się kwestia mniej znanego zjawiska zwanego terminatorem, a które dotyczy zmian zachodzących głęboko w strukturze magnetycznej Słońca.

Kiedy mówimy o aktywności słonecznej, zwykle ograniczamy się do jedenastoletniego cyklu aktywności, w którym Słońce porusza się między minimum a maksimum aktywności. Warto jednak pamiętać, że równolegle do niego trwa jeszcze jeden, 22-letni cykl magnetyczny, tzw. cykl Hale’a, który obejmuje dwie zmiany biegunów magnetycznych Słońca.

Kluczowym elementem tego właśnie cyklu jest wydarzenie, w którym magnetyczne pierścienie powstające na szerokości 55 stopni i przemieszczające się ku równikowi Słońca, zderzają się ze sobą, wzajemnie się znosząc.

Do takiego zdarzenia doszło w grudniu 2021 roku i to właśnie to zdarzenie mogło spowodować wzrost ilości energii emitowanej przez Słońce m.in. w kierunku Ziemi, a tym samym mogło spowodować ogólne rozszerzenie atmosfery ziemskiej.

Czytaj także: Gdzie Słońce szaleje, tam psują się Starlinki. Nasza gwiazda zmasakrowała satelity Elona Muska

Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że cykl Hale’a jest skuteczny w przewidywaniu aktywności w otoczeniu Ziemi. Badacze prognozujący aktywność w trakcie 25. cyklu słonecznego słusznie bowiem przewidzieli, że do maksimum dojdzie w 2025 roku i że będzie to względnie silne maksimum, z maksymalną liczbą plam słonecznych w okolicach 210. Teraz wiemy, że w okolicach maksimum liczba ta wzrosła do 216. Dla porównania prognozy bazujące na 11-letnim cyklu wskazywały mylnie na słabe maksimum w 2024 roku.

Wszystko zatem wskazuje na to, że burze geomagnetyczne na początku 2022 roku tylko częściowo przyczyniły się do utraty Starlinków wyniesionych w lutym 2022 roku, a głównym winowajcom był terminator, do którego doszło w magnetycznym otoczeniu Słońca.