Z Apple’a naśmiewa się wiele osób, w tym i mi się raz zdarzyło. Ale jedno trzeba im bezsprzecznie przyznać: ich sklep App Store to cud, miód, malina i orzeszki. Wszystkie obecne tam aplikacje są dostępne dla każdego, gruntownie przetestowane, jest ich mnóstwo. Jasne, App Store ma też wady (regulamin, który zabrania umieszczania niektórych aplikacji), ale i tak jakość oferty Apple’a w tej materii jest nie do pobicia.
A Android Market? Po pierwsze, nie ma tam właściwie żadnej certyfikacji. Sklep jest “otwarty”, więc jak w przypadku niemałej części otwartych projektów, jest tam po prostu jeden wielki bajzel. Aplikacje, które nie działają, aplikacje które w rzeczywistości służą do phishingu, aplikacje które się wieszają… masakra. Ktoś mi może powiedzieć, że po prostu trzeba wiedzieć co ściągać. OK., jasne, będę wiedział, będę ostrożny. Ale ZU (Zwykły Użytkownik) nie ma zamiaru przeglądać for internetowych czy poradników. Chce tak, jak na iPhone’ie, bawić się aplikacjami. Pobierać, używać, grać. I ja w sumie też. A tak, muszę się zastanawiać. Wstyd.
Jednak to, co doskwiera szczególnie, i mi, i ZU, to brak płatnych aplikacji w polskiej edycji sklepu Google’a. Tak, Android Market w Polsce to taki Xbox LIVE. Niby jest, ale go nie ma. Jasne, jest cała masa darmowych i fajnych aplikacji, ale jest też sporo komercyjnych, które chciałbym wykorzystać. Kicha. Niektóre można kupić na zewnątrz Marketu i ręcznie dbać i pamiętać o aktualizacjach, większości nie. A na dodatek w Markecie dalej są dema. Pobierasz aplikację darmową, która ci działa to pewnego momentu, a potem raczy cię komunikatem, że jeśli chcesz się bawić dalej, to kup. Ja na to, że bardzo chętnie, ale jak? Jasne, można rootować telefon, wgrać nieoficjalny ROM, wgrać Market Enablera i jakoś da radę. Ale przecież nie o to chodzi, prawda? Ja na pewno tego nie zrobię. Po pierwsze, nie lubię nieoficjalnych przeróbek, a po drugie, nie zrobię tego dla samej zasady.
Zresztą, niedawno bliska mi niewiasta poprosiła mnie jakiś czas temu o radę w zakupie telefonu. Doradziłem jej Samsunga I5700 z Androidem, bo taniutki a przy tym świetnie wyposażony. No więc owa niewiasta gadżeciarzem z pewnością nie jest i fakt posiadania systemu w telefonie ma w nosie. Tym niemniej Market jej się spodobał, szczególnie aplikacja o nazwie Daisy Garden. Typowy programik dla damskiej części “Androidek” (sic!), która pozwala na sadzenie na pulpicie kwiatków w wirtualnych ogródkach. Nie śmiać się, dziewczyny mają być kobiece i bardzo dobrze, że ona taka jest:-). No więc opiekowała się nimi, podlewała, coś tam robiła, nie wiem nawet do końca co, a tu po zapełnieniu dwóch ogródków aplikacja prosi o aktualizację do płatnej wersji (koszt śmieszny: jeden dolar). Drogie Google, za te smutne oczka i “Maciuś, zobacz, tak się starałam, taki mam ładny ogródek, weź zrób, żeby działało” masz u mnie mocno przerąbane:> Może to i mało ciekawa “anegdota”, ale pojawiła się zadra w przyjaźni ja-Google i dlatego też przyłączam się czynnie do akcji fanów Androida, którzy próbują przekonać Google’a do otworzenia pełnego Marketu w Polsce.
Google pokazało, że open-source i Linux to nie zabawka dla geeków i zaawansowany system dla adminów. Android w tym momencie jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym mobilnym systemem operacyjnym. Czuję, że będzie mi się wybornie testowało wspomnianego HTC Desire’a. Ale jeśli chodzi o Market, to niestety, tu jest zawód na całej linii…
P.S.: proszę o działającą konfigurację MMS-ów i Internetu dla sieci Era dla Androida 2.1. Co forum, to inna, z każdą są problemy, więc chcę od kogoś, komu to działa;-)