— Nie ma naszego przyzwolenia na cenzurę przestrzeni cyfrowej. Nasze niezadowolenie było wyrażane w formie protestów nie tylko w Polsce, ale także przez inne grupy aktywistów w Europie, bacznie śledzących nasze polskie dokonania i wzorujących się na nich — czytamy w liście otwartym. — Jako Polska i Polacy od początku swojej obecności w strukturach Unii Europejskiej mamy zasłużoną reputację strażnika wolności w Internecie i całym obszarze nowych technologii. Naszym życzeniem, pragnieniem i celem jest, aby pozostało tak nadal. Bardzo chcemy uniknąć sytuacji, w której Pański rząd byłby postrzegany przez mieszkańców Polski i Europy oraz przez historię jako ten, który nie podjął wyzwania, by stawić czoła tym haniebnym przepisom godzącym w prawa podstawowe obywateli.
Dyrektywa może zostać odrzucona dopiero na drugim czytaniu w Parlamencie Europejskim. O ile do niego w ogóle dojdzie. Rada Europejska może bowiem zaakceptować przegłosowaną dyrektywę. W takim wypadku prawo wejdzie w życie. Jeśli przedstawiciele rządów krajów członkowskich zgłoszą zastrzeżenia, dokument ponownie trafi pod obrady Parlamentu Europejskiego.
Przypomnijmy, że nowe przepisy nakładają obowiązek płacenia za używanie fragmentów artykułów w innych serwisach internetowych, a także wprowadzenie przez duże serwisy filtrów automatycznie oznaczających i usuwających splagiatowane treści. Szerzej na temat zmian w prawie autorskim przeczytacie w artykule Andrzeja Pająka. | CHIP