Gdy Alex Zhu zarzucił projekt aplikacji edukacyjnej z krótkimi wideo wiedział, że jeśli zależy mu na sukcesie, musi zbudować coś więcej, niż zabawkę. Musical.ly z pewnością nie byłoby tym samym produktem, gdyby nie lekcje wyciągnięte z tworzenia aplikacji Cicada. Zhu wyczuł, że krótkie wideo może być kluczem do sukcesu, ale nie każda treść angażuje odbiorców. Musical.ly miało pomysł na przeniesienie muzyki oraz tańca w świat internetu, a to wszystko w łatwej formie dostosowanej pod smartfony. Aplikacja stała się fenomenem przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, a jak dobrze wiemy, to najszybsza droga do globalnych sukcesów.
Zapraszamy do subskrybowania nowego kanału – Focus Technologie – na którym znajdziesz rozwinięcie treści omawianych w tym materiale:
Tymczasem w Chinach firma ByteDance z Pekinu przejmowała kolejne start-upy i próbowała swojego szczęścia przede wszystkim z agregatorami wiadomości. Firma zauważyła, że po dodaniu do aplikacji Toutiao (gromadzącej wiadomości) funkcjonalności wideo, czasy korzystania znacznie się wydłużyły. Jednocześnie Zhang Yiming, szef ByteDance, zauważył potencjał Musical.ly i planował skopiować go najpierw na rynku lokalnym z pomocą aplikacji Douyin, a potem globalnie, za pośrednictwem TikToka. W zaledwie kilka miesięcy od globalnej premiery TikToka w sierpniu 2017 roku, aplikację połączono z Musical.ly. Transakcja zamknęła się w przedziale od 800 milionów do miliarda dolarów i była niezwykle ważna dla rozwoju przedsięwzięcia.
TikTok w wersji, w jakiej znamy go obecnie, ma wiele nawiązań do Musical.ly. Aplikacja wykorzystała potencjał interfejsu opartego na gestach przewijania oraz przyciskach umieszczonych tuż pod kciukiem. Osobiście jestem przekonany, że sukces platformy opiera się także na chwytliwych dźwiękach, które atakują nas w niemal każdym wideo. W końcu, wystarczy kliknąć w utwór w opisie filmu, by móc go wykorzystać w swoim filmie. Ten także nagramy w kilka minut – prostota to klucz do sukcesu. Dodanie automatycznie generowanych napisów także pomaga w utrzymaniu uwagi, zwłaszcza gdy z aplikacji korzysta się na wyciszeniu.
Czyli to po prostu aplikacja, która trafiła w dobry moment, a teraz obrywa niezasłużenie ze względu na chińskie pochodzenie? Sprawa jest bardziej skomplikowana.
O TikToku wiele mówią dane, jakie zbiera
Przeczesując stronę z warunkami świadczenia usług TikToka zostaniemy zasypani całym morzem odnośników do podstron. Po przejściu do sekcji poświęconej polityce prywatności znajdziemy kolejne trzy odnośniki, które przekierują do późniejszych sekcji tej samej strony:
- Informacjach podanych przez użytkownika
- Informacjach zebranych automatycznie
- Informacjach zebranych z innych źródeł
Być może zaniepokoiła was ta ostatnia sekcja, ale dla serwisów społecznościowych to przecież chleb powszedni. Dzięki wtyczce Facebook Pixel oraz narzędziom komentarzy pod wpisami portal otrzymuje dane o naszym ruchu poza witryną. Ponadto po uruchomieniu linku z aplikacji mobilnej naszym oczom nie ukaże się już systemowa przeglądarka, a okno przeglądania pozostające w obrębie funkcjonalności Facebooka. W tym miejscu równie dobrze mógł być Snapchat, Instagram czy Twitter, które do każdego adresu URL wychodzącego poza ich serwis dodają własny kod śledzący. Czy to oburzające? Może, ale proceder trwa od lat.
Wróćmy do TikToka. Jakie informacje może gromadzić według regulaminu? Poza tymi, które podamy przy rejestracji czy aktualizacji konta, jest kilka rozwiązań, które wydają się być co najmniej wątpliwe. Wśród nich treści ze schowka – tekst, obrazy i wideo, jeśli zdecydujemy się kopiować treści w obrębie platformy albo pomiędzy nią a innymi miejscami. Polityka nie definiuje jednak czy chodzi o szybki podgląd, czy pobieranie tych treści jest powtarzane i odbywa się także przy aktywności w tle. TikTok może też czytać twoje wiadomości wysłane w tej platformie – oficjalnie po to, aby “blokować spam, wykrywać przestępstwa i chronić naszych użytkowników”.
W sekcji informacji zebranych automatycznie sprawa także wygląda ciekawie. TikTok gromadzi informacje o lokalizacji nie tylko z modułów pokroju GPS, ale także i w oparciu o sieć komórkową oraz adres IP. Dwa ostatnie aspekty nie należą do uprawnień lokalizacyjnych, jakich udziela się przy pierwszym uruchomieniu aplikacji, a po prostu są częścią oprogramowania.
Zrobiłem mały test. Wykasowałem wszystkie dane aplikacji, wyłączyłem usługi lokalizacyjne oraz sieć komórkową w telefonie, połączyłem się z internetem za pośrednictwem Wi-Fi i nagrałem film. Następnie sprawdziłem, jakie lokalizacje poda mi TikTok bez udzielenia uprawnienia do lokalizacji. Aplikacja zasugerowała Warszawę oraz kilka najbliższych mi galerii handlowych.
Poprosiłem także o podobne sprawdzenie Łukasza, który mieszka w okolicy Słupska i choć on także otrzymał propozycję Warszawy, to następne wyniki sugerowały miejsca oddalone o około 10 kilometrów od jego miejsca zamieszkania. Podobną skuteczność mają programy do mierzenia prędkości internetu, które poszukują okolicznych serwerów. TikTok przyznaje, że może gromadzić przybliżone dane (z dokładnością do miasta) nawet przy wyłączeniu usług lokalizacyjnych. Co ciekawe, po włączeniu usług lokalizacyjnych bazujących na GPS aplikacja nie proponuje już żadnego miejsca.
TikTok ma zresztą swoje za uszami, gdy chodzi o lokalizację. Dziennikarze Forbesa byli szpiegowani przez pracowników ByteDance, a firma się do tego przyznała. Celem było znalezienie źródła potencjalnych wycieków przez weryfikację, czy telefony z konkretnymi adresami IP znajdowały się w okolicy biur ByteDance. Chris Lepitak oraz osoby biorące udział w całej operacji zostały zwolnione z firmy, ale niesmak pozostał. Jeszcze przed kontrowersyjną akcją Forbes informował, że użytkownicy w Stanach Zjednoczonych mogą być obserwowani w podobny sposób.
Wróćmy do pobieranych danych. Czy to koniec? Otóż nie. Nie ma sensacji w tym, że TikTok gromadzi dane na temat tego, co oglądamy, jak długo i jak się angażujemy w daną treść. To, że w tych treściach szuka też informacji o zawartych w nich częściach ciała lub twarzy, może zaskakiwać nieco bardziej. Do takiego skanu dochodzi między innymi przy korzystaniu z filtrów i efektów rzeczywistości wirtualnej oraz rozszerzonej. Aplikacja monitoruje także to, jak naciskamy klawisze i wykonujemy w niej ruchy. Zwykła optymalizacja użytkowania, czy tworzenie gigaprofilu użytkownika?
Trzecią sekcją gromadzonych danych są te zbierane z innych źródeł. TikTok także ma swojego Pixela, który pozwala mierzyć ruch na innych witrynach, szczególnie u partnerów reklamowych. Jeśli mu pozwolimy, stworzy też nasz profil reklamowy. To wymiana obustronna, a jeśli dodamy do tego, że TikTok nieustannie analizuje nasze zachowania także na witrynach otwartych przez wbudowaną przeglądarkę, dostajemy prawdziwy kombajn do koszenia danych.
Taka mieszanka nie sprawia wrażenia czegoś innego od rozwiązań proponowanych przez inne media społecznościowe. Jednocześnie jest to po prostu sporo danych i obawy wydają się być jak najbardziej uzasadnione. Ten pociąg, mogłoby się zdawać, już dawno odjechał i albo godzimy się na funkcjonowanie w mediach społecznościowych z wszystkimi ich wadami, albo wyłączamy się z udziału w społecznościach. Tyle, że w przypadku TikToka niekoniecznie aspekt społecznościowy odgrywa kluczową rolę.
Wiele szumu o wybicie się z tłumu
Co jest głównym “produktem” TikToka? Kapitał kulturowy? Poniekąd tak, ale to młoda platforma, która dopiero zyskuje znaczenie i głos w przestrzeni publicznej. Zawartość? Ta jest wytwarzana przez użytkowników i choć tych można zachęcać do przygotowywania pewnych treści, to kontrolowanie miliarda użytkowników wydaje się być trudne. Ponadto TikTok sam nie produkuje krótkich form. Może więc chodzi o zaawansowane nakładki i filtry, jakie regularnie pojawiają się na platformie? Te są ważne i nieraz przełomowe – wystarczy wspomnieć o “Bold Glamour”, czyli filtrze, który potrafi niemal całkowicie zmienić twarz nagrywającej osoby. To jednak tylko mały krok, by zrealizować wielką wizję.
Największym produktem TikToka jest niewątpliwie jego zdolność do serwowania pożądanego przez użytkowników wideo. Częściej jednak nazywamy zbiór funkcji i kodu za to odpowiadający “algorytmem”. To on pozwolił TikTokowi posiąść zasób, o który coraz bardziej skomercjalizowany internet mocno zabiega – uwagę. Wciągnięcie użytkownika na swoje podwórko i zajmowanie się nim przez długi czas to magnes dla reklamodawców. Ci nie bojkotują TikToka, a kto miał już założyć konto firmowe na platformie, już dawno to zrobił.
TikTok to sprytnie zaprojektowana aplikacja. W osiągnięciu sukcesu pomogło jej wiele czynników, ale doświadczenie użytkownika niewątpliwie jest jednym z nich. Uruchomienie programu wiąże się z uruchomieniem wideo – nie musimy wciskać przycisku włączania. To nic nowego w porównaniu do innych mediów społecznościowych, podobnie jak interfejs przewijany wertykalnie. Tym, co wyróżniało TikToka nim skopiowali to inni, był stały dostęp do przycisków polubienia, komentarzy, zapisu oraz udostępniania pod palcem. Dla osób praworęcznych jest to bardzo dogodne ułożenie, a dla reszty interfejs nie przysłania kluczowej części ekranu. Aplikacja nie operuje na blokach zasłaniających treść – tłem tekstu wyświetlanego na ekranie jest wideo.
Przesunięcie w prawo nie przekieruje nas do jednej z sekcji umieszczonych w przyciskach funkcyjnych, ale do profilu osoby, której wideo właśnie oglądamy. Ten jeden trik to szybki sposób na interakcję i wciągnięcie się w dalsze oglądanie. TikTok dobrze operuje skrótami. Przy profilu, którego nie obserwujemy, znajdziemy plusa na czerwonym tle – wyraźną zachętę do obserwowania. Równie szybko TikTok przekieruje nas do podkładu muzycznego dla danego wideo, a stamtąd już tylko jedno kliknięcie, by umieścić go w swoim wideo.
Te zasady projektowania interfejsu stają się nieco luźniejsze przy transmisjach na żywo, które są miejscem wręczania nagród i ogromnej ilości polubień. Klikając w ekran możemy wysłać teoretycznie nieograniczoną liczbę serc, które potem wliczają się do sumy umieszczonej na samej górze, pod nazwą profilu. Transmisje mają też istotny czynnik grywalizacji – w każdej chwili możemy połączyć się z innym profilem i na żywo walczyć o zdobycie większego społecznego szacunku. Ten wyraża się polubieniami użytkowników oraz wysyłanymi prezentami, które potrafią przechylić szalę zwycięstwa na rzecz bardziej docenionej osoby. Droższe prezenty pozwalają nałożyć na twarz użytkownika wirtualne ubiór i operują na efektach dźwiękowych. Wszystko w imię cotygodniowego rankingu popularności.
Nawet gdy TikTok próbuje spytać użytkownika o opinię na temat transmisji na żywo czy reklamy, nie robi tego poprzez wyjście ze schematu przewijania. Zamiast tego aplikacja prezentuje kolejny ekran. By utrzymać użytkownika przy klipach, TikTok automatycznie generuje napisy do filmów, także w języku polskim. Daje też szybki dostęp do wielu opcji udostępniania, w tym (jeśli twórcy nie zaznaczą inaczej) do zapisywania wideo na dysku. To ostatnie nie jest regułą i w przypadku rozwiązań Mety, czy Twittera wymaga korzystania z zewnętrznych narzędzi. Ponadto TikTok nie dość, że dodaje znak wodny z logiem aplikacji i nazwą użytkownika, to na końcu klipu umieszcza ekran z nazwą użytkownika i efektem dźwiękowym.
Jeszcze jedną rzeczą, której w przypadku projektowania aplikacji nie można przeoczyć, jest wyszukiwarka. Zwłaszcza dla młodych osób TikTok staje się jednym z pierwszych wyborów w poszukiwaniu odpowiedzi na palące pytania. Możliwość otrzymania krótkiego, dynamicznego wideo z wszystkimi wylistowanymi odpowiedziami albo tekstu opatrzonego stosownymi wizualiami wydaje się być nieoceniona. Sam doceniłem tę wygodę podczas poszukiwania turystycznych rekomendacji.
TikTok przyciągał (i być może nadal przyciąga, sądząc po liczbie poradników “jak wybić się na TikToku”) wizją popularności. Nie wyobrażam sobie, by w jakimkolwiek scenariuszu post wideo na Facebooku albo innym portalu z Bellą Poarch synchronizującą mimikę do muzyki mógł zdobyć 61 milionów polubień i 750 milionów wyświetleń. Żadna inna platforma nie dawała tak dużej swobody korzystania z muzyki bez obaw o naruszenie praw autorskich przy jednoczesnym niskim progu wejścia. Gdy Youtube kojarzył się z zawartością, którą trzeba nagrywać długo, TikTok od zawsze był medium instant.
Ale to wszystko ma swoją mroczną stronę.
Zarzuty wobec TikToka istnieją od wielu lat
Ze względu na chińskie pochodzenie ByteDance, TikTok niejednokrotnie był traktowany jako “ciało obce” w krajobrazie mediów społecznościowych. Najbardziej takie podejście było odczuwane podczas przesłuchania Shou Zi Chew w amerykańskim Senacie. Senatorzy mówili o aplikacji i jej działaniu wprost jak o przedłużeniu wpływów chińskiego rządu i komunizmu. Czy mieli ku temu podstawy?
Niewątpliwie jednym z problemów, jaki nie umyka uwadze obserwatorów, jest struktura własnościowa ByteDance, które przecież stoi za TikTokiem. Głównym podmiotem jest ByteDance Ltd. z siedzibą na Kajmanach. Ten holding ma pod sobą kilka mniejszych podmiotów, a wśród nich ByteDance Inc. w Stanach Zjednoczonych oraz ByteDance HK w Hong Kongu. Jednak to nie one obsługują produkt znany nam jako TikTok. Tym zajmuje się także znajdujące się na Kajmanach TikTok Limited. Pod sobą ma ono odnogi organizacji w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Singapurze oraz Japonii.
Wydaje się zatem, że TikTok to obecnie niezależny byt, co potwierdzają jego pracownicy. Shou Chew przyznaje wprost, że TikTok nigdy nie został poproszony przez chiński rząd o udzielenie dostępu do danych użytkowników. Według zapewnień Chew firma nie zgodziłaby się na taką prośbę.
Trudno jednoznacznie wierzyć w tak silną wolę, gdy chwilę przed przesłuchaniem w amerykańskim Senacie Wall Street Journal publikuje wypowiedź Shu Jueting, z chińskiego ministerstwa handlu. Według niej nie ma co liczyć na sprzedaż TikToka amerykańskiemu podmiotowi, gdyż podważyłoby to zaufanie chińskich inwestorów w działanie na obcych rynkach. Ponadto sprzedaż TikToka wiązałaby się z eksportem technologii, na co zgodnie z chińską legislacją niezbędna jest zgoda tamtejszego rządu.
Próby przejęcia TikToka miały zresztą miejsce w 2020 roku. Wtedy to rząd Donalda Trumpa postawił ultimatum – albo do 15 września 2020 roku TikTok znajdzie nowego, amerykańskiego właściciela, albo zostanie zablokowany w Stanach Zjednoczonych z powodu zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego. W planach pojawiło się przejęcie najpierw przez Microsoft, a potem przez spółkę Walmarta oraz Oracle. Do niczego nie doszło, a po zakończeniu kadencji Trumpa temat nie wracał z taką siłą, jaką zagwarantowało przesłuchanie w Senacie.
Z jednej strony mamy do czynienia z niezależnym bytem, z drugiej – tak długo, jak TikTok podlega ByteDance, będzie też bacznie obserwowany przez chiński rząd. Ponadto, pomimo podkreślania faktu, że TikTok jest niezależnym od chińskiego rządu bytem, zauważa się też jego podobieństwo do Douyin – wersji aplikacji dostępnej tylko na rynku chińskim. W raporcie The Citizen Lab podkreśla się między innymi, że w aplikacji może znaleźć się dynamiczny kod, czyli treści, które pierwotnie nie działały lub nie były częścią pliku dostępnego w sklepie z aplikacjami mogą pojawić się przy późniejszym korzystaniu. Z jednej strony mogą to być filtry czy nowe narzędzia do obróbki, z drugiej – włączać zablokowane biblioteki.
Obawy o cenzurę wydają się mieć uzasadnienie, zwłaszcza, że TikTokowi zdarzało się już ograniczać wyniki wyszukiwania lub blokować rozprzestrzenianie się wideo z określonymi hashtagami albo w ogóle usuwać te hashtagi, jak w przypadku #intersex. TikTok blokował także konto użytkowniczki z Afganistanu, która w materiale przedstawiającym nakładanie makijażu opowiadała o tym, jak chiński rząd traktuje mniejszość Ujgurów. Nie brakuje też lokalnych przypadków, jak chociażby w przypadku Turcji, gdzie blokowano zawartość wyrażającą wsparcie dla społeczności LGBT. Przykłady można mnożyć, ale i bez tego rozumiecie, o co chodzi.
Zarzuty wobec TikToka nie dotyczą jednak tylko i wyłącznie jego pochodzenia. Wydaje mi się, że znacznie ważniejsze jest to, jak działa flagowy projekt firmy. Wobec TikToka można wytoczyć te same zarzuty, co wobec większości mediów społecznościowych. Jak mówi Katarzyna Szymielewicz – współzałożycielka i prezeska Fundacji Panoptykon (panoptykon.org), zajmującej się ochroną wolności i prywatności:
Dziś w sieci karty rozdaje grupa największych cyfrowych graczy. Ich model biznesowy opiera się na ciągłej obserwacji i analizie zachowań ludzi korzystających z pozornie darmowych usług. Wszystko po to, by serwować poszczególnym osobom takie reklamy i organiczne treści, które najskuteczniej angażują ich uwagę i wpłyną na podejmowane decyzje (konsumenckie, życiowe, polityczne).
TikTok zyskał światową uwagę także być może przede wszystkim z powodu działania algorytmu. Zaczyna się dość niewinnie – od wybrania przez nas preferowanych treści. Możemy zaznaczyć jedno z wielu pól. Potem swoje działania rozpoczyna algorytm. Z początku wyświetlają nam się przede wszystkim wideo zweryfikowanych użytkowników oraz klipy o dużej popularności. W miarę zagłębiania się w platformę ta będzie starała się mocniej spersonalizować wyświetlane klipy. Proces jest nieustanny i reaguje zarówno na trendy, jak i nasze zachowanie. Istnieje jednak pułapka – im więcej przeglądamy, tym lepiej algorytm nas zna.
Nie bez powodu TikTok uchodzi za jeden z najjaskrawszych przejawów aplikacji, które wspierają tzw. “doomscrolling”. Przy stabilnym łączu w kolejce zawsze jest ustawionych kilka, a nawet kilkanaście następnych wideo tylko czekających na zajęcie naszej uwagi. Jeżeli coś się nam nudzi albo nie podoba, po prostu przewijamy palcem do następnego klipu. Nie ustawimy wyświetlania chronologicznego nawet po przejściu do sekcji “Obserwowani”. TikTok informuje o dacie publikacji wideo tylko w tym segmencie aplikacji.
To wszystko przyczyniło się do mocnej reakcji światowych rządów. Pod koniec marca 2023 przyjęto uchwałę rady ds. bezpieczeństwa z rekomendacją, by pracownicy administracji państwowej nie instalowali TikToka na urządzeniach służbowych. Wcześniej taki ruch poczyniono między innymi w Australii, Kanadzie, Wielkiej Brytanii czy w biurach Komisji Europejskiej. Najmocniejsza ofensywa ma jednak miejsce w Stanach Zjednoczonych, gdzie podczas przesłuchania w Senacie obnażono słabości TikToka. Aplikacja, podobnie jak niegdyś działania Huawei, jest tam portretowana jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, a część senatorów proponuje, by całkowicie zniknęła ze Stanów Zjednoczonych.
Jak TikTok stara się przetrwać?
TikTok, aby zachować swoją pozycję, musi nie tylko inwestować pieniądze w promocję, ale także odpowiadać na kierowaną wobec niego krytykę.
Jednym z narzędzi, które ma oczyścić TikToka z zarzutów, jest obracanie danymi użytkowników z danego rejonu tylko w obrębie tego rejonu. Tak powstały Project Texas oraz Project Clover. To swego rodzaju mury, które sprawią, że wszystko, co dotyczy użytkownika, będzie przetwarzane w rejonie, na który zarejestrował konto z wykorzystaniem technologii lokalnych firm. W przypadku Project Texas będą to Stany Zjednoczone, a w Projekcie Clover – Europa. Dotychczas dane Europejczyków trafiały fizycznie na serwery w Singapurze oraz Stanach Zjednoczonych. W związku z tym TikTok buduje dedykowane centra danych – w Europie powstaną one w Dublinie oraz gminie Hamar w Norwegii.
Dane te będą dostępne dla pracowników TikToka spoza Europy. W sytuacjach krytycznych dostęp mogą uzyskać osoby z Brazyli, Chin, Filipin, Izraela, Japonii, Kanady, Korei Południowej, Malezji, Singapuru i Stanów Zjednoczonych. Jakub Olek, który w TikToku zarządza polityką publiczną i relacjami rządowymi w Europie Środkowo-Wschodniej wyjaśnia, jak wygląda to ze strony firmy:
Te dane zawsze mają formę zanonimizowaną. Dostęp nich jest zawsze ograniczany, co też systematycznie w TikToku robimy. Nie ma możliwości, by osoba z danego kraju zupełnie bezpodstawnie mogła zawnioskować o określony rodzaj danych – zawsze muszą służyć konkretnemu celowi, w tym przypadku podtrzymania infrastruktury technicznej.
Przedstawiciel TikToka przekonuje też, że pomimo chińskich początków, platforma nie jest w żadnym stopniu sterowana przez tamtejszy rząd:
Właścicielem TikToka jest ByteDance, firma, która jest inkorporowana na Kajmanach. Nasza siedziba mieści się w Singapurze. 60% firmy ByteDance jest w posiadaniu globalnych funduszy inwestycyjnych, w tym KKR, Sequoia Capital, General Atlantic czy Softbank, 20% to są opcje na akcje pracowników globalnych i tylko 20% posiada założyciel firmy. TikTok nie jest dostępny w Chinach.
TikTok stara się też, by jego moderacja dynamicznie reagowała na publikację niepożądanych wideo. Jak każda z większych platform, korzysta z połączenia sztucznej inteligencji i automatycznych narzędzi, jak i z ludzkiej obserwacji moderatorów. Jak podkreśla Jakub Olek:
To zawsze są osoby usytuowane lokalnie, mówiące w lokalnych językach, tak by w sposób jednoznaczny oceniać te treści.
Oprócz tego platformę wyposażono w narzędzia, które pomagają weryfikować nieprawdziwe informacje. Przy hasłach, pod którymi mogą kryć się treści z fałszywymi wiadomościami, TikTok uruchamia centra informacyjne, które mogą dostarczyć użytkownikom przydatną wiedzę. Przy hasłach pokroju “I wanna die”, “samobójstwo” i podobne – zamiast wideo pokazuje stronę wyszukiwania, na której można uzyskać pomoc. To podobne rozwiązanie do tych stosowanych przez inne portale, ale warto je docenić.
TikTok, jak inne największe korporacje medialne, wspiera też inicjatywy analizujące zdrowie młodych na całym świecie. W Polsce firma została partnerem projektu MŁODE GŁOWY Fundacji UNAWEZA, która niedawno wypuściła raport o stanie zdrowia psychicznego uczniów. Platforma prowadzi też działania, które mają budować do niej większe zaufanie, jak chociażby wypuszczanie kwartalnego raportu o bezpieczeństwie, gdzie podsumowywane są działania platformy na rzecz większej transparentności.
Pojawiają się także ograniczenia wiekowe. Z TikToka w Europie nie skorzystają osoby poniżej 13. roku życia. Te, które mają mniej niż 16 lat, nie mogą komentować ani pobierać wideo. Uczestnictwo w transmisjach na żywo jest dostępne tylko dla osób powyżej 18-ego roku życia. Rodzice mogą połączyć swoje konto i zdecydować o ograniczeniu swobody ruchu dziecka w platformie – ograniczając czas przeglądania oraz zakres hashtagów, w jakich nastolatek może się poruszać. Domyślnie młodzi na TikToku mogą przebywać maksymalnie 60 minut dziennie, co oczywiście da się zmienić.
Wydaje się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by przy rejestracji podać inny wiek. TikTok aktywnie walczy z takim zachowaniem także poprzez analizę zachowań użytkownika. Jak tłumaczy Jakub Olek:
[Odbywa się to – red.] na poziomie weryfikacji treści, które są później publikowane przez taką osobę albo na poziomie słów i hashtagów, które wychwytuje mechanizm. […] Osoby, które nie mają trzynastu lat, operują dużo węższym zasobem słów.
Podobny mechanizm TikTok wykorzystuje także dla osób powyżej 13-ego roku życia. Platforma w ostatnim kwartale 2022 roku odnotowała 21 milionów kont należących do osób podających się za starsze, niż były w rzeczywistości. Gdy zawodzi sztuczna inteligencja, moderacja może wykorzystać weryfikację poprzez dokument lub… zdjęcie z opiekunem.
Nie jest też tak, że temat “wciągającego” algorytmu nie jest znany pracownikom firmy. Firma ma swoje narzędzia ku temu, by użytkownicy nie wsiąknęli zbyt mocno w konsumpcję treści oraz by uniknąć zamykania się ludzi w informacyjnych bańkach. Filmiki przychodzą na urządzenie w paczkach zawierających 8 materiałów. 5 z nich jest mocno powiązanych z tym, czego TikTok nauczył się na temat naszych zainteresowań. Pozostałe trzy nadal dotyczą naszych zainteresowań, ale wpisują się w nie częściowo – bazują na podobnych wzorcach zachowań innych użytkowników. Przedstawiciele TikToka uspokajają przy tym, że dane karmiące algorytm konkretnego użytkownika nie są powiązane z jego imieniem i nazwiskiem, a w efekcie nie da się ich powiązać z konkretną osobą.
Osobiście zauważyłem jeszcze jedno rozwiązanie. Algorytm potrafi proponować, często humorystyczne, wideo zachęcające do pójścia spać przy określonej porze. W moim przypadku działo się to przy długim przewijaniu, trwającym ponad godzinę. Czy te działania wystarczą, by uratować platformę od upadku?
Unia Europejska na ratunek użytkownikom?
“Platformy takie jak TikTok wykorzystują dla zysku wiedzę o nas – o naszych potrzebach, słabościach, ukrytych lękach. I to powinno nas najbardziej niepokoić. To czy takie dane “wyciekną”, na przykład w ręce zagranicznych służb, i gdzie jest zlokalizowany serwer, na którym są przechowywane, ma mniejsze znaczenie.” – twierdzi Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon i trafia w pewne obawy, które kryją się we mnie, ale i zapewne w wielu użytkownikach platformy. Co jeśli TikTok jest już po prostu zbyt dobry we wchodzeniu w naszą psychikę? Z pomocą może przyjść Unia Europejska.
Akt o usługach cyfrowych, znany też jako Digital Services Act (DSA) to szereg zmian, jakie wielkie korporacje medialne będą musiały wprowadzić, by mogły funkcjonować na terytorium Unii Europejskiej. Największym firmom mediów społecznościowych zostaną wytrącone z rąk pewne narzędzia do profilowania treści. Niemożliwe będzie prezentowanie reklam w oparciu o informacje o orientacji seksualnej, wyznaniu, pochodzenie etniczne czy przynależność polityczną.
Nie chodzi tylko i wyłącznie o reklamy. To, co może być najważniejsze, podkreśla prezeska Fundacji Panoptykon:
Wielkie platformy takie jak TikTok, Facebook i YouTube będą musiały przewidywać problemy (ryzyka), jakie może powodować działanie ich systemów rekomendacyjnych, między innymi dla naszego dobrostanu psychicznego, godności i prywatności. A jeśli stwierdzą takie ryzyko (np. manipulacji czy wciągania ludzi w uzależnienie), będą musiały spowiadać się ze środków zaradczych, czyli swoich pomysłów na rozwiązanie tych problemów.
Niewykluczone, że algorytm TikToka straci na “mocy” i nie będzie aż tak precyzyjnie docierał z treściami. Akt o usługach cyfrowych zakłada także, że pojawi się co najmniej jeden sposób na korzystanie z treści w aplikacji w oparciu o chronologię i wybierane przez nas profile, bez ingerencji systemu propozycji.
Na pytanie o to, czy TikTok jest w stanie przygotować system rekomendacji nieoparty o profilowanie, nie otrzymałem jednoznacznej odpowiedzi. Jednoznacznie wiemy za to, że:
Jesteśmy gotowi do wszystkich nowych regulacji, które wchodzą na rynek, w tym do DSA [Digital Services Act – red.] i wierzymy, że będziemy zgodni ze wszystkimi postanowieniami nowych przepisów.
TikTok nie ma przed sobą łatwej drogi
Wydaje się, że jesteśmy w tym samym miejscu, w którym byliśmy już wielokrotnie, gdy podnoszono głos przeciwko mediom społecznościowym. Firma narusza publiczne zaufanie, a metody, w jaki zarabia pieniądze, skupiają się na walce o zaangażowanie. Walutą w korzystaniu z aplikacji jest czas, jaki spędzimy z aplikacją, treści, jakie do niej wrzucimy oraz nasze reakcje, które pozwolą na stworzenie profilu, do którego dopasowane zostaną reklamy.
Rodzą się pytania: Jak bardzo ufamy przedstawicielom platformy, która ma niejednoznaczną relację z chińskim rządem? Jak wiele znaczą słowa i akcje przedstawicieli TikToka po tym, co wydarzyło się między innymi w sprawie dziennikarzy Forbesa? Jak wiele może zmienić się w aplikacji w ciągu jednej aktualizacji dynamicznego kodu? Wydaje się, że kilka lat po skandalu z Cambridge Analytica i Facebookiem, nadal nie mamy zbyt wiele pewności wobec tego, w jaki sposób przetwarzane są nasze dane i co może się z nimi stać.
Warto też zastanowić się nad własnym postępowaniem. Skoro TikTok stworzył potężny i wciągający algorytm, a nam nie podoba się taki obrót spraw, to najlepszą decyzją dla samego siebie jest rezygnacja z tej platformy. I o ile bojkot konsumencki jest niezwykle trudny w przypadku aplikacji z miliardem użytkowników, tak jest najlepszym rozwiązaniem dla życia w zgodzie ze sobą. Jeśli chcecie się zaangażować w walkę z tym, jak obecnie funkcjonują giganci mediów społecznościowych, być może to czas, by skierować się ku miejscom pokoju Fundacja Panoptykon czy innym organizacjom sygnalizującym problemy z obecnym kształtem produktów społecznościowych.
Dla mnie sprawa jest prosta. TikTok może i funkcjonuje zgodnie z regułami, jakie mu się narzuca, ale nie oznacza to, że sama aplikacja jest neutralna. Nawet jeśli daje nam korzyści, to nie bez kosztów – czy to wpływu na nasze zdrowie psychiczne, czy naszą produktywność. Jeżeli ktoś bardzo świadomie podchodzi do ochrony swoich danych, z pewnością nie powinien mieć tam konta ze swoimi informacjami, podobnie jak nie powinien mieć go na Facebooku czy Twitterze. Dopóki biznesy korporacji są oparte na profilowaniu, być może nie warto angażować się w nie swoim profilem.